Jest już prawdziwa jesień, za nią - tylko zima. Wszystko niby jakoś się składa, jakoś trwa, mija szybciej lub wolniej, czasem radośnie błyszczy, a czasem nagle szarzeje - ale czuć, że to jednak listopad.
Listopad, jak wiadomo, zawsze był piekielnym miesiącem.
Odbębniam godziny na kampusie, uczelnia dba o to, aby dostarczyć mi jak najmocniejszych wrażeń zarówno jeśli chodzi o tematykę zajęć (odcyfrowywanie szesnastowiecznych rękopisów, detale kultury Majów i Azteków, teoria literatury), jak i współstudentów ("przeczytałam ostatnio taki świetny tekst Dłuskiej*, mówię ci, był niesamowity!"; [pytanie ćwiczeniowca]: "kto przed Goethem pisał powieści epistolarne?" - "hmmm, z tych, co czytałem ostatnio, to [tu pada nazwa najmniej znanej powieści Dostojewskiego]"**). Po godzinach sama zapewniam sobie dużo rozrywki, żeby nie zwariować, ale skutkiem ubocznym jest zmęczenie, które powala z nóg, i poczucie, że kręcę się w kółko, że jestem kompletnie bezproduktywna (bo od rana do wieczora biegam, a efekty końcowe mizerne).
Nie jestem pewna, czy mi się to wszystko podoba. Bilans chyba wychodzi na minus.
Koleżanka poradziła: nie podoba ci się drugi kierunek? Rzuć go! Tyle że ten pierwszy wcale nie jest lepszy. Rzucić oba i kupić dyplom na bazarze? Właściwie to już dziękuję za studia, chciałabym przeskoczyć do etapu domu z gankiem na Mazurach i dajcie mi wszyscy święty spokój. Przynajmniej do końca listopada.
Na koniec pozytywne akcenty: język portugalski jest piękny, gramatyka opisowa fascynująca, ogun o pograniczu przeciekawy, załatwiłam sobie (mam nadzieję) praktyki i mam już temat pracy licencjackiej oraz plan na studia drugiego stopnia. Bylebym do tych studiów drugiego stopnia dotrwała.
* Sama mam dziwne zainteresowania i dużo mogę zrozumieć, ale są JAKIEŚ granice, prawda? I nawet nie chodzi o to, że Dłuska to teoria literatury, czyli największe zło na świecie, ale sposób pisania tej kobiety jest taki, że po dobrnięciu do końca artykułu ma się ochotę nie tylko pirzgnąć książką o ścianę (to nie jest znowu nic niezwykłego), lecz także potłuc wszystkie naczynia, jakie są w domu. Nie ma mowy, żeby to się podobało osobie zdrowej psychicznie.
** Czy to ważne, że Dostojewski żył odrobinę później niż Goethe? Nikt na to nie zwróci uwagi, a 10 punktów do lansu wpadnie.
14 listopada 2010
31 października 2010
17. Wciąż
porównuję zeszłoroczny październik do tego, co jest teraz. I nie wierzę, że minął tylko rok.
//Chodzę w tym semestrze na dziewiętnaście przedmiotów, nienawidzę mniej więcej szesnastu i pół. Poza tym mam się świetnie. Na szczęście studia to tylko część życia, nawet jeśli zajmują 47 godzin tygodniowo.
Poza tym wkurwiają mnie:
a) przemądrzali idioci w każdym wieku i na każdym stanowisku;
b) niekompetentni idioci jw.;
c) idioci, którzy mówią "odnośnie czegoś";
d) idioci z aparatami fotograficznymi na Starówce (zachowują się, jakby byli tam zupełnie sami i nikomu nie przeszkadzali zatrzymywaniem się w pół kroku co dziesięć sekund);
e) Aztekowie i ich mitologia, podboje, system szkolnictwa oraz dziesięć faz uprawy kukurydzy.
Ogólnie rzecz biorąc, denerwują mnie niemal wszyscy. Ale i tak mam się świetnie, poza momentami, kiedy mam ochotę kogoś poćwiartować. Na szczęście inni ludzie to tylko część życia, nawet jeśli cały czas plączą się pod nogami.
//Chodzę w tym semestrze na dziewiętnaście przedmiotów, nienawidzę mniej więcej szesnastu i pół. Poza tym mam się świetnie. Na szczęście studia to tylko część życia, nawet jeśli zajmują 47 godzin tygodniowo.
Poza tym wkurwiają mnie:
a) przemądrzali idioci w każdym wieku i na każdym stanowisku;
b) niekompetentni idioci jw.;
c) idioci, którzy mówią "odnośnie czegoś";
d) idioci z aparatami fotograficznymi na Starówce (zachowują się, jakby byli tam zupełnie sami i nikomu nie przeszkadzali zatrzymywaniem się w pół kroku co dziesięć sekund);
e) Aztekowie i ich mitologia, podboje, system szkolnictwa oraz dziesięć faz uprawy kukurydzy.
Ogólnie rzecz biorąc, denerwują mnie niemal wszyscy. Ale i tak mam się świetnie, poza momentami, kiedy mam ochotę kogoś poćwiartować. Na szczęście inni ludzie to tylko część życia, nawet jeśli cały czas plączą się pod nogami.
7 sierpnia 2010
14. Nieistnienie
Dwa miesiące temu byłam tam, teraz jestem tu. Tam i tu to dwa punkty na mapie, odległe od siebie o jakieś sześć godzin jazdy rozgrzanym autobusem - tyle mówi rzeczywistość. Prywatnie sądzę, że to raczej elementy dwóch odrębnych galaktyk. Żadnych punktów wspólnych. Tam jest chaos, nieskończona liczba słów i dźwięków, tu - rozgrzana zieleń. W dodatku w każdej z tych galaktyk jestem kimś innym.
Czy raczej: dwa miesiące temu byłam kimś innym, teraz prawie wcale mnie nie ma. Trochę siedzę, trochę leżę, jeśli gdzieś wychodzę, to nigdy poza linię horyzontu.
Mogłam zostać tam. Albo pojechać gdzieś indziej. Mogłam pracować albo zwiedzać.
Ale mi się nie chce. Mam tu wszystko, czego mi potrzeba.
Na szczęście nie jestem już w podstawówce i nie muszę nikomu pisać sprawozdania pt. "Co robiłam w wakacje".
Czy raczej: dwa miesiące temu byłam kimś innym, teraz prawie wcale mnie nie ma. Trochę siedzę, trochę leżę, jeśli gdzieś wychodzę, to nigdy poza linię horyzontu.
Mogłam zostać tam. Albo pojechać gdzieś indziej. Mogłam pracować albo zwiedzać.
Ale mi się nie chce. Mam tu wszystko, czego mi potrzeba.
Na szczęście nie jestem już w podstawówce i nie muszę nikomu pisać sprawozdania pt. "Co robiłam w wakacje".
9 czerwca 2010
12. Rankiem
koncertowo zawalam pierwszy egzamin w sesji, a po południu dumam stanowczo zbyt długo nad kompozycją listu motywacyjnego. Jest duszno, jest naprawdę zbyt gorąco. Staram się dużo śmiać, takie zaklinanie losu. Muszę załatwić sobie jakieś zajęcie na lato, podjąć decyzję w sprawie drugiego kierunku i mieszkania w przyszłym roku, a przy okazji jakoś zdać to, co jeszcze zostało do zdania. Stanowczo nie mam dyspozycji psychicznej do stresujących sytuacji. Uspokajam się muzyką (ostatnio w słuchawkach cały czas portugalskie fado), doprowadzam do porządku myślą, że wszystko się jakoś ułoży, wyprostuje, wygładzi. Tata powiedział mi dziś, że wierzy, że sobie poradzę, bo zawsze podejmuję dobre decyzje.
To ja może się spakuję i pójdę w długą, w kwitnący świat, i przestanę się tym całym burdelem przejmować.
To ja może się spakuję i pójdę w długą, w kwitnący świat, i przestanę się tym całym burdelem przejmować.
29 maja 2010
11.
Dzień dobry, jestem Asia, za trzy godziny stuknie mi oczko, mam w chuj nauki i z tej okazji zabrałam się za czytanie własnych zapisków tajnoblogowych (i nie tylko). Powiem wam, że to lepsze niż Arystoteles, którego rozkminiam teraz oficjalnie. Mam też konstruktywne wnioski: przez całe dwadzieścia lat szukałam miejsca dla siebie, miejsca, gdzie będę mogła poczuć się jak na śniadaniu u Tiffany'ego – i w tym roku chyba je znalazłam. I mimo chwilowych potknięć, mimo przejściowych schiz jest mi cały czas najwspanialej.
Gosia powiedziała dziś rano, że najlepszy okres w życiu zaczyna się po dwudziestce. Przytaknęłam.
A ja rzadko przytakuję w takich sprawach.
Gosia powiedziała dziś rano, że najlepszy okres w życiu zaczyna się po dwudziestce. Przytaknęłam.
A ja rzadko przytakuję w takich sprawach.
12 maja 2010
10. Między nami polonistami
... czyli zwierzenia na ćwiczeniach z gramatyki opisowej.
Koleżanka: pokłóciłam się z chłopakiem, napisał mi, że jestem idiotką. A wiesz, co było najgorsze? To, że napisał "idiotka" przez j!
Poza tym nie wiem, nie orientuję się, zarobiona jestem, mam na głowie milion spraw, ale choć coraz trudniej w tym natłoku zajęć znaleźć chwilę dla siebie, to nie narzekam. Bo zostaje jeszcze trochę czasu, żeby się wytańczyć, wyszumieć, wygadać, wyśmiać i inne derywaty z prefiksem wy-.
Dobrze mi, błogo.
Koleżanka: pokłóciłam się z chłopakiem, napisał mi, że jestem idiotką. A wiesz, co było najgorsze? To, że napisał "idiotka" przez j!
Poza tym nie wiem, nie orientuję się, zarobiona jestem, mam na głowie milion spraw, ale choć coraz trudniej w tym natłoku zajęć znaleźć chwilę dla siebie, to nie narzekam. Bo zostaje jeszcze trochę czasu, żeby się wytańczyć, wyszumieć, wygadać, wyśmiać i inne derywaty z prefiksem wy-.
Dobrze mi, błogo.
Subskrybuj:
Posty (Atom)